Po przeczytaniu kilku pozytywnych komentarzy na ten temat i wielu złych jednak stwierdziłam ,że i tak nie mam do stracenia nic cennego i kupiłam sudafed ale o tym za chwilę . Wstałam dziś o 9 ale leżałam aż do 10 ,bo nie byłam w stanie się podnieść . Kiedy już zwlokłam swoje spasione dupsko do kuchni spotkałam się z niecodziennym widokiem . Moja mama leżała na podłodze i ciężko łapała oddech ( ma problemy ze zdrowiem ) ,a mój brat krzyczał żebym coś zrobiła . Zadzwoniłam do babci i ona wysłała dziadka żeby przyjechał do nas i pomógł . W trakcie tego matka krzyczała żebym nigdzie nie dzwoniła ,bo jej już przechodzi i pójdzie do pracy ( uwielbia robić z siebie ofiarę ) . Kiedy było jej już lepiej powiedziała mi żebym ją podniosła i wystawiła do mnie rękę . Ja taka ledwo stojąca na nogach mruknęłam tylko pod nosem ,że nie mam tyle siły ( moja matka nie należy do szczupłych ale jeszcze chyba mieści się w wadze prawidłowej ,chyba ) ,a ona do mnie z zębami ,że ja zawsze mam jakiś problem . Dziadek przyjechał i kiedy już prawie całkowicie jej przeszło pojechał . W tym czasie co ona leżała na kanapie i wszyscy w koło niej latali ( przyjechała ciocia na rowerze i dziadek ) ja siedziałam na kanapie i zwijałam się z bólu ale oczywiście nie mogłam tego pokazać ,nie lubię publicznie pokazywać swoich słabości i nienawidzę kiedy ktoś się mną przejmuje ,ja w przeciwieństwie do mojej matki nie lubię grać ofiary . Brzuch bolał mnie niemiłosiernie przez nadwyrężenie go godzinnymi ćwiczeniami ,a fakt ,że okres mi się jeszcze nie skończył ,a ja przechodzę go na prawdę ciężko wcale mi nie ułatwił sprawy . Później kiedy poczułam się lepiej mogłam jechać do sklepu po śniadanie i zakupy dla rodziny na rowerze ,a przy okazji chciałam skoczyć do apteki po sudafed . Kupiłam sobie na śniadanie batonika oshee ( 88 kcal ) ,załatwiłam zakupy dla rodziny i aptekę . Wróciłam do domu i było wszystko okej poza zmęczeniem ,koordynacją ruchową ,zawrotami głowy ,głodem i ogólnym poczuciem beznadziei . Zjadłam tego batonika ,odrobinę gotowanej fasoli szparagowej bez soli i ogólnie niczego ( ma bardzo mało kalorii dlatego często ją jem ,12 kcal na 100 g) i 20 g chleba graham ( mało :) ale i tak nie powinnam do dotykać :/ ) daje mi to jakieś 150 kcal jeśli przypuśćmy ,że ten chleb miał 50 + batonik 88 i 100 g fasoli szparagowej ( 12 kcal ) . Później zaczęła się kłótnia z matką ,bo zostawiłam moje spodenki do ćwiczeń i piżamę w łazience na koszyku ( często ją tam zostawiam dlatego ,że ubieram ją po kąpaniu ) . Zaczęła rzucać moimi rzeczami ,wrzeszczeć i jechać na mnie o wszystko ) byłam taka słaba ,że nie mogłam się nawet schylić żeby podnieść te rzeczy ,a ona dalej zachowywała się jak opętana . Chyba nie widziała ,że jej ubrania też tam leżą . Szmata . Ja też wybuchłam i powiedziałam jej ,że jest chora psychicznie i jej nienawidzę . Ona zawsze była egoistyczna i uwielbia zachowywać się jakby to ona była najbardziej pokrzywdzona . Poszłam do pokoju i wzięłam jedną tabletkę sudafedu i popiłam wodą . Nic nie dało ,wzięłam kolejne dwie i popiłam je czarną kawą bez mleka i trzema słodziakami . Po 15 minutach poczułam się lepiej . Dużo lepiej . Wyszłam z pokoju ,a tam kłótnia z matką ciąg dalszy . Tym razem nie pasowało jej ,że na moim stoliku w pokoju leży kubek i ,że mam niby nie ogarnięty pokój ( było tylko nie pościelone łóżko ) . Próbowałam jej tłumaczyć ,że kubek sama myje na bieżąco i ma tam leżeć ,bo ja co chwile pije z niego herbatę ,a ona przez sekundę wydawała się żałować tego ,że na mnie najechała bez potrzeby ale przypominała sobie ,że nie może teraz się do tego przyznać i dalej krzyczała tylko szukała czegoś innego do czego może się przyczepić . W nerwach zabrałam brata i opuściłam dom z zamiarem pojechania do Tesco ,bo tylko tam widziałam black zero sugar . Czytałam ,że po kawie nieźle biorą te tabletki ale najlepszy efekt jest po energetykach . Łącznie wzięłam pięć tabletek fudafedu ( rzeczywiście po energetyku jest najlepszy efekt ) i czuje się świetnie ,nie jestem głodna ,słaba ,mam więcej energii i jestem mega nakręcona na ćwiczenia . Szczerze to nie obchodzą mnie efekty uboczne ,nie obchodzi mnie moje zdrowie ,a jestem na tyle wytrzymała ,że poradzę sobie z tym . Kiedy będę bez sił będę brać sudafed . Nie zachęcam was do jego brania ,chyba ,że macie takie samo podejście jak ja i jesteście zdeterminowane do osiągnięcia celu wszelkimi sposobami bez patrzenia na efekty uboczne . Jeśli nie macie potrzeby to go nie bierzcie ,ja wzięłam tylko dlatego ,że daje energię której już nie miałam i nie byłam w stanie ćwiczyć ,jest też dobry na hamowanie apetytu ale ja sama dobrze sobie z tym radziłam i nie brałabym go dla tego .
Moi rodzice mnie zniszczyli ,to oni nauczyli mnie nienawiści do całego świata ,do siebie i ludzi . Dziś uświadomiłam sobie ,że mój brat nie jest niczemu winny i nie mogę traktować go jak wroga ,bo to nie jest jego wina ,że nasi rodzice z pierwszego dziecka zrobili sobie eksperyment naukowy o nazwie "zobaczmy jak reaguje na krzywdę" . Na mnie nauczyli się jak być "rodzicami" ,na mnie przetestowali wszystko jak na maszynie ,myśląc chyba ,że faktycznie nią jestem . Nauczyli się jak postępować z drugim dzieckiem . Mnie doszczętnie zniszczyli ,a z moim bratem nie popełniają już tych błędów ,bo wiedzą jakie są wyniki . Byłam zła na brata ,bo on nie przeżył tego co ja ,on ma lepsze traktowanie . Ale to nie jego wina . Ojciec wie już ,że : " nie mogę go bić ,bo zamknie się w sobie tak jak to pierwsze " ," nie mogę wracać do domu pijany ,bo mnie zobaczy i będzie płakać całą noc ,a następnego dnia w szkole będzie udawać ,że jest okej " ," nie mogę krzyczeć kiedy czegoś nie rozumie ,bo zniszczę jego pewność siebie i będzie miał przeze mnie stany lękowe " , " nie mogę go unikać i nienawidzić ,bo pomyśli ,że jest złym dzieckiem i to jego wina " , " nie mogę kłócić się z żoną kiedy jest w pobliżu ,bo wszystko usłyszy i pójdzie się ciąć " , " nie mogę się na nim wyżywać ,bo pomyśli ,że na to zasługuje " , " muszę nagradzać go kiedy na to zasługuje " , " nie mogę zachwycać się jak dotychczas ,bo sprawie ,że będzie tak zniszczone jak to pierwsze dziecko " . Matka natomiast nauczyła się ,że : " nie mogę traktować swojego dziecka jak przyjaciółki której mogę się zwierzać ,bo niektórych rzeczy nie powinno wiedzieć " , " nie mogę mówić mu ,że mam myśli samobójcze przez jego ojca ,bo sprawię ,że zacznie go nienawidzić " , " nie mogę dbać tylko o sobie ,moje dziecko też cierpi ,powinnam go wysłuchać " , " nie mogę mówić mu ,że jest gruby ,bo w przyszłości zachoruje na zaburzenia odżywiania " , " nie mogę wymagać od niego dorosłych zachowań ,bo odbiorę mu dzieciństwo i będzie musiało szybciej dorosnąć " , " muszę pokazywać mu jak wygląda prawdziwa rodzina ,bo będzie myślało ,że alkohol ,przemoc i wyzwiska są na porządku dziennym w każdej rodzinie " , " nie mogę myśleć ,że jest za mały żeby to wszystko zrozumieć ,bo on tak naprawdę rozumie bardzo wiele " .
Ludzie którzy nie potrafią być rodzicami nie powinni mieć dzieci ,a jeśli zdarzy się wpadka tak jak w moim przypadku to powinni wiedzieć ,że aborcja będzie lepszym rozwiązaniem niż powolne zabijanie go . Najlepsze jest to ,że większość osób myśli ,że to było tak : wstałam któregoś dnia rano ,spojrzałam na gazetę z ładną i chude dziewczyną i powiedziałam sobie - "ej Julka ,co ty na to żeby się głodzić ? To przecież doskonałe rozwiązanie na zrzucenie kilka kilo ,a później będziemy żyć jakby nigdy nic " .
Otóż nie ,gdyby nikt mi nie wmówił ,że jestem gruba ,bezwartościowa i nie potrzeba to teraz nie próbowała bym tego zmienić za wszelką cenę . Myślę ,że żadna zdrowa ,doceniana i normalna dziewczyna bez kompleksów nie wpada w zaburzenia odżywiania . Nie zażyczyłam sobie tego tak jak myślą moi rodzice ,dziadkowie i ludzie którzy wiedzą o moim problemie . To stało się mimo mojej woli . Ludzie którzy twierdzą inaczej mają w głowie siano zamiast mózgu . I nie mówcie mi ,że każdy ma prawo do swojego zdania ,bo w tym przypadku tak nie jest . To ,że mamy potrzebę bycia lepszym nie jest naszą winą tylko ludzi którzy wmawiają nam ,że nie jesteśmy wystarczająco dobrzy .
Długi post, ale przeczytałam wszystko. U mnie zadziałało to że ciągle slyszałam, że jestem właśnie bezwartościowa, czuję się samotna, nie mam żadnych celów w życiu, przez to wszystkiego się boję, nie potrafię działać. Jednak walczę, staram się, idzie mi strasznie, jednak nie możemy się poddawać kochana, przyjdą dla nas lepsze czasy. Mocno Cie tulę. Boję się trochę o Ciebie, nie zrób sobie krzywdy!
OdpowiedzUsuńDziękuję ,że jesteś ,to bardzo dużo daje . Większej krzywdy już sobie raczej nie zrobię . Moim jedynym celem teraz jest odchudzanie i dobre wyniki w nauce . Trzymaj się kochana i pamiętaj ,że możesz napisać :)
UsuńPostaram się założyć sobie gg albo coś i podam w następnym poście :)
Kochana bardzo poruszył mnie Twój post! Podziwiam Cię za to ,że sobie radzisz ,nie wiem co zrobiłabym gdybym miała taką sytuację jak Ty, uświadomiłaś mi tym że jest Ci bardzo ciężko ,gdybyś chciała porozmawiać napisz . Bądz silna skarbie :* Nie dla innych ,tylko dla siebie.
OdpowiedzUsuńCzasami wydaje mi się ,że jestem najsłabszą osobą na ziemi . Szczęście ,że dziś weszłam na bloga ,nie spodziewałam się żadnych komentarzy ,nawet nie wiedziałam ,że ktoś to czyta ,miałam załamanie ,patrze ,a tu tyle miłych słów . Dziękuję za to :*
UsuńMocny i szczery post. Jesteś bardzo silną osobą. Moje czasy nastoletnie wyglądały mniej więcej tak jak Twoje, więc te słowa do mnie dobrze trafiły i rozumiem, co chciałaś przekazać. Nie wiem, ile masz lat, ale jak wyjechałam na studia z dala od domu, lata mieszkania gdzie indziej mijały, to wtedy nabrałam dystansu i takie dziwnego zobojętnienia na to wszystko. To wszystko we mnie zostało, ale już nawet o tym nie myślę. Może i tak będzie z Tobą.
OdpowiedzUsuńTrzymaj się ciepło xxx
http://white-gonna-be-skinny.blogspot.com
W styczniu skończę 17 lat . Zazdroszczę Ci tego ,że studiujesz ,układasz sobie życie . Ja też marze o studiach ,najlepiej medycyna ,chce pojechać gdzieś za granice i zacząć żyć . Mam nadzieje ,że skończysz studia z dobrymi wynikami :)
UsuńNie wiedziałam że masz aż tak ciężko. Życzę Ci ze kiedy w końcu schudniesz, zaczniesz akceptować siebie...
OdpowiedzUsuńKażdy ma swoje małe piekło ,problem w tym ,że ja ważę coś koło 49 kg przy wzroście 165 i nadal siebie nienawidzę ,moją historie z odchudzaniem zaczynałam ważąc 67 kilo :/ momentami wydaje mi się ,że nadal tyle ważę ,nie widzę żadnej różnicy
UsuńBardzo szczery post, nie sądziłam, że aż tak mnie poruszy. Twoja sytuacja mnie by chyba przerosła, podziwiam twoją siłę i życzę Ci, żebyś jej nigdy nie straciła. Powodzenia, trzymaj się!
OdpowiedzUsuń